historia Borysa i Normana

Mam Na Imię Janek.

W Moim Domu Zamieszkały Dwie, Małe Świnki Morskie. Bardzo Na Nie Czekałem. Kiedy Je Kupiliśmy, Miały Zaledwie Kilka Tygodni I Były Malutkie. Chcecie Poznać Imiona Moich Świnek I Historie O Nich?

Opowiem Wam. Oto Historia Normana I Borysa.

1. Świnki w Domu

Na świnki przygotowywaliśmy się od jakiegoś czasu. Jestem pierwszakiem i świnki miały zamieszkać ze mną wraz z rozpoczęciem roku szkolnego, od września. Byłem szczęśliwy, kiedy wreszcie nadszedł ten dzień.

Klatka dla świnek była już gotowa. Szykowaliśmy się na wyprawę do sklepu zoologicznego. Sklep był otwarty do godziny 13 – ej, bo była sobota. Musieliśmy się spieszyć. Oczywiście udało nam się dotrzeć na czas. Weszliśmy do środka, ja, mama i tata.

Sprzedawca pokazał nam dwie klatki ze świnkami. Osobno z dziewczynkami i chłopcami, w sumie 6 świnek. Okazało się jednak, że wśród małych dziewczynek był jeden łaciaty samczyk i właśnie jego wybrałem. Szukałem świnek w łaty i on taki był. W drugiej klatce też był taki łaciatek. Ostatecznie wybrałem dwóch samczyków, wtedy jeszcze nie mieli swoich imion.

Sprzedawca dał nam pudełko do transportu zwierzątek, z dziurkami i siankiem w środku. Opowiedział nam o życiu świnek morskich i o tym jak mam się nimi opiekować. Kupiliśmy też suche podłoże, które wsypuje się do klatki. Nazywam je „bobki” bo trochę tak wygalają. Oprócz bobków wybraliśmy jeszcze sianko i nasionka.

Jadąc do domu, zatrzymaliśmy się przy sklepie spożywczym, po świeże, zielone jedzenie dla świnek.

Później pojechaliśmy ze świnkami już prosto do domu.

Od razu po przyjeździe, zaczęliśmy wymyślać imiona. Starsza o tydzień świnka, dostała imię Norman. Z drugą świnką było trudniej. Spieraliśmy się o jej imię. Diament, Solek, były też inne pomysły, ale nic nam nie pasowało. Tata wyszedł na dwór chyba przewietrzyć myśli, a mi przyszedł do głowy pomysł. Dlaczego nie Borys? I tak nasze świnki dostały imiona i nowy dom.

Pierwszy dzień świnek w naszym domu upłynął spokojnie. Daliśmy im czas na zadomowienie się w nowym miejscu. Nie mogłem doczekać się następnego dnia.

2. Ucieczka Borysa

Borys okazał się ciekawską świnką. Już trzeciego dnia czmychnął pod taras w ogrodzie. A było to tak.

Mama sprzątała klatkę, a ja wyszedłem do ogródka. Miałem ze sobą koszyk z dwoma świnkami. Były zawinięte w szmatkę. Słońce świeciło, a trawka wyglądała nadal na soczystą i zieloną, a przecież był już wrzesień. Zrywałem trawkę i postawiłem na moment koszyk dokładnie przed sobą. To był moment, chwila nieuwagi i stało się. Borys wyskoczył z koszyka i skierował się w stronę naszego tarasu. Rzuciłem się za nim i złapałem go w chwili, gdy przeciskał się przez małą dziurkę. Przez chwilę maiłem go w rękach, ale wślizgnął się. I tyle go widziałem. Już myślałem, że to był ostatni raz, kiedy go dotykam. Pobiegłem szybko do mamy i powiedziałem, że Borys uciekł. Razem wróciliśmy w miejsce ucieczki by zbadać sytuację. Okazało się, że potrzebujemy latarki.

Szukaliśmy Borysa podświetlając taras od spodu latarką. Próbowaliśmy tupać, patrzyliśmy przez szpary między deskami i wszystko na próżno. Nigdzie nie było go widać. Myśleliśmy, że już go straciliśmy, że powędrował gdzieś daleko i siedzi samotny i przestraszony. Baliśmy się o niego.

Zadzwoniliśmy do taty, żeby przekazać tę smutną nowinę o ucieczce Borysa. Tata specjalnie przyjechał wcześniej z pracy, żeby ratować świnkę. Byliśmy zdesperowani, zbliżał się wieczór i robiło się zimno. Wtedy mama przez dziurkę dostrzegła białe futerko Borysa. Wiedzieliśmy, że on tam jest, cały i zdrowy. Zaczęliśmy rozkręcać podest. W końcu udało się rozkręcić trzy deski. Wtedy zobaczyliśmy Borysa wszyscy troje: tata, mama i ja. Tata wsadził głowę od końca, mama od środka, a ja z przodu. Tata zaczął wołać kwi kwi. Borys usłyszał i zareagował, szedł w stronę głosu. Ucieszyliśmy się z tego bardzo.

Tymczasem Norman sam w klatce od kilku godzin, kwiczał i kwiczał, że smutno było go słuchać.

Wracając jednak do Borysa. W końcu nasz uciekinier zbliżył się do rąk taty i tata go łaps. Ucieszyliśmy się, że nic mu nie jest. Uściskaliśmy go wszyscy i wsadziliśmy do klatki, aby odpoczął. Miał zimne pięty i był przestraszony. Dostał jedzonko, które ze smakiem zjadł. Norman przestał kwiczeć, bo zobaczył Borysa.

Ucieczkę Borysa wspominamy bardzo często. Całe szczęście, że historia skończyła dobrze. Na pewno będę pamiętać, aby dobrze pilnować moje świnki, kiedy będę wychodzić z nimi na spacer.

3. Świnki i nowe rzeczy

Pewnego dnia po szkole, znaleźliśmy z mamą przed drzwiami jakąś paczkę. Nie wiedzieliśmy co to za paczka, więc postanowiliśmy ją otworzyć. Okazało się, że to są nowe rzeczy dla świnek, które zamówił przez internet tata.

W paczce znalazłem: domek dla świnek, poidełko, 2 miseczki, paczuszki z jedzeniem oraz witaminę C w kropelkach, bo małe świnki potrzebują jej, żeby zdrowo rosnąć.

Domek dla świnek jest drewniany, dwupiętrowy. Świnki mogą się schować w nim na dole lub wejść po pochylni na pierwsze piętro. Norman i Borys od razu go polubili.

Do poidełka wlałem wodę. To ważne, aby świnki mogły napić się w każdej chwili.

Do klatki włożyłem trochę sianka i pysznych ziarenek. Kiedy Norman spróbował pomyślałem, że to dla niego delicje. Borys jak zauważył, że Norman coś zajada to, tez chciał od razu spróbować. Wyglądało na to, że jemu też smakuje.

4. Świnki u weterynarza

Minął tydzień od kiedy świnki zamieszkały u nas w domu. Pewnego dnia, kiedy rano wstałem i poszedłem się z nimi przywitać, zauważyłem, że Borys ma strużek nad okiem, a Norman na nosie. Stróżek to takie kępki jakby wyrwanych włosków, gołe miejsca na ciele świnki. Tak je nazwałem.

Najpierw pomyślałem, że się pokłóciły. Szybko okazało się, że to nie kłótnia tylko świnki zaczęły chorować. Na co, tego jeszcze nie wiedzieliśmy.

Następnego dnia tata pojechał ze świnkami do weterynarza. Tego samego dnia nie było to możliwe, bo nie było miejsca u lekarza. Nie wiedziałem, że tyle zwierząt choruje.

Pani doktor obejrzała i zbadała Normana i Borysa. Okazało się, że to choroba skóry oraz pasożyty, które są częste u małych świnek. Skąd biorą się takie choroby? Na przykład stąd, że małe świnki bardzo się denerwują nowym miejscem, nie są jeszcze odporne, a czasem brakuje im też witamin.

Norman i Borys dostawali specjalne lekarstwa, które mama podawała im do pyszczka strzykawką. Oczywiście nie bardzo chciały, ale byliśmy nieugięci.

Leczenie świnek zajęło bardzo dużo czasu, bo więcej niż dwa miesiące.

Kiedy pani doktor powiedziała, że obie świnki są już zdrowe, bardzo mnie to ucieszyło, bo wreszcie mogłem się z nimi bawić.

Norman i Borys witaminę C dostają nadal, każdego dnia. Są zdrowi, mają błyszczące oczka, sierść i wielki apetyt.